wtorek, 27 stycznia 2015

"Śnięty Zmysław" - Misja

Otwieram oczy...
Gdzie ja jestem do cholery?!
Pan pójdzie z nami......
y...
korytarz nie miał końca........
...................................................
............................................................
Mijamy pierwsze...drugie...trzecie i czwarte drzwi, jak w laboratorium, sterylnie, biało...
................................................

Mundurowi i panowie w białych kombinezonach?
Zaraz, zaraz!, To jakiś hangar dla pilotów?
(milczenie)
Powłóczę nogami i proste słowa nie chcą przejść przez gardło, odczuwam niepokój...
Jesteśmy prawie na miejscu. Zaraz pan się wszystkiego dowie.
Uspokoiłem się, ale tylko na chwilę.
W końcu dotarliśmy na miejsce.
Przejdę do szczegółów...
Teczka zawierała gruby plik dokumentów i skrupulatne zapiski ostatnich rozmów, których nie pamiętam.
To nie są ćwiczenia. Został pan wybrany do udziału w ściśle tajnej misji. Przekażemy panu jedynie informacje niezbędne do wykonania zadania.
Nie rozumiem, jaka misja?! Co ja mam z tym wspólnego? I czemu muszę w tym uczestniczyć?
Rozumiem pana niepokój, sytuacja jest bardzo skomplikowana, a od powodzenia tej misji zależą losy naszej Planety, zadanie nie jest pozbawiona ryzyka, ale nie mamy wyboru.

Zaniemówiłem.
Będę z panem szczery, 
Przeprowadziliśmy szereg badań i tylko pan  ma najlepsze kwalifikacje do wykonania tego zadania.
Nie mamy wystarczającej ilo,sci czasu, aby pana odpowiednio przygotować, ale zrobimy co w naszej mocy. Musimy współpracować, to leży w interesie nas wszystkich. Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?
Widzę, że nie pozostawia mi pan wyboru. Nie wiem co powiedzieć.
Nie musi pan nic mówić, wystarczy podpisać....informuję pana jedynie o bezwzględnym obowiązku zachowania tajemnicy.
.............................................
Przygotowania będą trwały tylko 7 dni?! To niemożliwe!!! Astronauci potrzebują...
Proszę zachować spokój! Opór pogorszy sprawę. Jeszcze dziś przeprowadzimy badania i testy wytrzymałości. Powodzenia!
( i wychodzi...)
Nie! To się nie dzieje naprawdę! y
Siedziałem tak jeszcze przez minutę, może dwie i zabrano mnie do laboratorium...
Dzięki niektórym testom udało mi się rozładować stres, byłem wściekły i przerażony, ale serce, tętno i ciśnienie, wszystko mieściło się w granicach normy.
Nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Nie pamiętam też, jak się tu znalazłem i jak oni znaleźli mnie.
...............................
Pierwsze testy przeszły świetnie, nawet zaczęło mi się to podobać...tylko te zakwasy, o rany!
...............................
Nieodłącznym elementem kolejnych dni, były ćwiczenia, jałowy posiłek, testy i badania psychologiczne...
Ale najgorsze miałem przed sobą.
W głowie kłębiły się myśli...czemu właśnie ja? Co by się stało, gdybym odmówił? Zabili by mnie? A może mógłbym zwyczajnie,zamknąć za sobą drzwi? Co się właściwie stało? Co oni mi chcieli wmówić, że niby kim ja jestem? To mnie przerasta. Nie mogę się z nikim kontaktować, nawet do kibla nie chodzę sam.
...................................
Wirówka przeciążeniowa? Ohoo Niee!!! Nie ma mowy, nie zmusicie mnie!
Odwróciłem się i chciałem uciec...na daremno!...

Darłem się, zanim machina ruszyła. Już wiem, dlaczego jestem na czczo, pewnie żeby nie puścić pawia i nie narobić w gacie. Nie wytrzymam, nie dam rady AAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!..................
..............................................................
Dotychczasowe lęki to przy tym pikuś. Adrenalina skoczyła do granic możliwości, nie miałem czym się drzeć i myślałem, że ze mną koniec......wirówka była na pełnych obrotach, nie wiem, czy ktoś poza mną dotrwał do dechy, ale nie wiedzieć czemu, wytrzymałem wszystkie poziomy, nagle poczułem, jakbym stał w miejscu, jakbym nic nie czuł, poddałem się i praca organizmu ustabilizowała się, wszystko wróciło do normy.
Dzięki Ci o Najwyższy za pokonanie tego lęku i za to niezwykłe doznanie!
W jakimś dziwnostanie, ze stoickim spokojem wpatrzony w jeden punkt czekałem, aż wypną mnie z tych obezwładniających pasów i pomogą zejść...bili brawo, ale dźwięk był zamulony, prawie go nie słyszałem.
Nie byłem w stanie zejść o własnych siłach, to był nie lada wyczyn  i wtedy naprawdę zacząłem wierzyć w swoją niezwykłość, ale to tylko testy, trudna misja przede mną. Czy to dobry czas na chwalenie dnia przed zachodem słońca? O co w tym wszystkim chodzi? Nikt mi nic nie mówi, mam tylko wykonać zadanie.  Czego powinienem bać się bardziej, tego lęku, czy tych ludzi?
W nagrodę przed wylotem zezwolili mi na kontakt z żoną...płakała, ale była ze mnie dumna, próbowała ze mnie coś wyciągnąć, ale nie mogłem powiedzieć...kochanie, teraz mnie wysłuchaj, uśmiechaj się, no wiesz...y ok hyhyha...zrób coś dla mnie...ale dyskretnie, puść info o tym, co tu się dzieje, ile dla Rządu i wojska znaczy człowiek, liczy się cel, dziś jestem ja, jutro będzie ktoś inny...rozumiesz co chcę Ci powiedzieć? ej no co ty.....nie robię te.....powiedz mamie że ją kocham. uch, poszedł. nie mogę dłużej rozmawiać...nie komentujcie tego na forum, bądź anonimowa. Jak możesz, nagrywaj, nagrywaj wszystko...idź już, proszę.
....................................
Nadszedł ten dzień.
....................................
Bardziej niż w wirówce odczuwałem wszystkie niedogodności, turbulencje i szarpało jak cholera.
Coś było nie tak, przez moment myślałem, że straciłem kontrolę nad rakietą, było gorąco, ale udało się.
Najprzyjemniejszym momentem wyprawy było zawieszenie w stanie nieważkości...oderwałem się na chwilę myślami od tej całej szopki rozkoszując widokiem naszej planety z małego okienka w rakiecie.
Zgodnie z instrukcją i powagą całej sytuacji, włożyłem kombinezon i wyszedłem na zewnątrz rakiety, byłem przerażony, sam, zawieszony w kosmicznej próżni na długiej linie, bez trzymanki, musiałem odbić się na tyle daleko, by dosięgnąć ten duży czerwony guzik. Wciskam...wciskam...no nie, nic się nie dzieje! Kurwa, co jest grane?! Podciągam się po linie do środka rakiety...natychmiast skontaktowałem się z bazą...
aaaaa hahahah yea zrobiłeś to stary łuuu łlu łłu !!!
..................................
i tu pauza na śmiech, choć mnie wcale nie jest do śmiechu, okazało się bowiem, że poszło o zakład, głupi zakład, chodziło tylko o wciśnięcie tego cholernego guzika, wyobrażacie sobie?
Najciekawsze jest to, że tam, na planecie Ziemia stałem się bohaterem i musiałem to zachować w tajemnicy, więc ććć...nie wydajcie mnie :)
...................................






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz