niedziela, 10 sierpnia 2014

Brzytwa i kamień

Czołowe zderzenie żywiołów zwaśnionych
Gasnących w oczach, lecz życia spragnionych
Dusząc się z sobą w toksycznej otulinie
Czekając na cud i że ból jakoś minie
Miotali się w żalu, smutku i winie
Aż pękło coś w nim i w jego dziewczynie...
Zamierzchłych czasów skończyła się bajka
Czar prysł w jednej chwili, jak tęczowa bańka
Spływając po twarzach rzewnymi łzami
Całymi dniami i nocami...
Gdy jesteś...ulotnych godzin nie liczę
Odchodzisz...w mej głowie mętlik i krzyczę!
Bo słowa Twe ostre jak brzytwa kaleczą...
Płytkimi i krótkimi cięciami.
A ta rana, spirytusem czystym zakrapiana
Zastygła i szorstka od blizn rozdrapania
Bo ból duszą targa i w konwulsjach kołysze
Lecz po krótkiej trwodze...zapada w ciszę...
I obraz Twój w mych oczach rozmazany
Z trudem podnoszę godność snując plany
W których od dawna nie ma już Ciebie
...w końcu odnaleźli sens życia i siebie.

10.08.2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz